Sami swoi
„Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi”.
Czytam i... Cóż powiedzieć. Przywykłem do myślenia, że świat to „oni”. Ci wszyscy niewierzący, ateiści, deiści i ci, o których wiadomo, że Boga mają za nic. Ale... Tak mi się czasem wydaje, że linia podziału między „nami” i „onymi” nie jest taka prosta, jak myślałem.
Spotykałem się czasem wśród „onych” ze szczerym umiłowaniem dobra i prawdy. Może „oni” kochaliby Jezusa i Jego przykazania, gdyby nie byli tak przez „nas” poranieni. A spotykam i takich „nas”, którzy chyba też Boga mają za nic. To znaczy Boga prawdziwego. Na Jego miejscu postawili różne bożki. Ze swoją świętą racją na czele... Tak, to smutne, ci, których uważa się za prawdziwych proroków, tacy „swoi”, potrafią „onych” gorąco nienawidzić, przypisując im wszelakie podłości....
Kto więc jest bratem, a kto światem? Obawiam się, że problem jest jeszcze trudniejszy. Mógłbym przecież zapytać jeszcze, ile we mnie jest człowieka Bożego, a ile bycia „światem”...
Modlitwa
Duchu Święty, nie daj mi się pogubić. Nie proszę, byś jakoś cudownie sprawił, że przestanę grzeszyć. Przecież jestem wolny i wszelkie decyzje, także te przeciwko Bogu, zależą ode mnie. Proszę Cię o odwagę i mądrość, bym umiał rozróżniać co jest hołdowaniem zasadom proponowanym przez świat, a co pochodzi od Ciebie.
Zdumienie
W dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”.
Śmieję się z siebie. Trochę gorzko. Przecież cenię chrześcijański intelektualizm. Mądre słowa, zgrabne powiedzenia i argumenty, mocne jak wbity w belkę ciesielski gwóźdź. A Jezus dziękuje Ojcu, że mądrzy i roztropni „tych spraw”, spraw Bożego królestwa, nie rozumieją. Za to rozumieją prostaczkowie...
Chyba zamiast się wymądrzać w swojej wierze właśnie tego potrzebuję. Spojrzenia prostego dziecka....
Modlitwa
Powtarzam Ci dziś Jezus słowa dawno zapomnianej piosenki: „daj nam prostotę dziecka wobec Ciebie; czystość przejrzystych toni wód; daj nam prostotę dziecka wobec braci, gotową do pomocy dłoń”. Amen. O to Cię dziś proszę. Amen.
Pewność
Łatwiej pisać o niepewności. O lękach i wątpliwościach. Kłodach rzucanych pod nogi. Pewność? Owszem, gdy fala życia niesie. Gdy chwyceni za ręce śpiewamy o miłości potężnej jak śmierć. Gdy sukces pogania sukces.
Tym bardziej zadziwia Paweł. Bity, więziony, w trudach i znoju, w niebezpieczeństwach na lądzie i morzu – pisze o pewności. Ale tu nic nie powinno zadziwiać. Jeśli cokolwiek, to logika wydarzeń. Po tylu przejściach i próbach on już wie. Ma błogosławioną pewność, jaką czasem można dostrzec u ludzi będących u kresu. Bo młodość to fantazja i brawura. Pewność jest cechą wieku podeszłego.
Najtrudniej pomiędzy jednym a drugim. Gdy fantazji zaczyna brakować a dojrzałość za którymś jeszcze niedoszłym zakrętem. Wówczas przydatną wydaje się być rada poety:
Gotowość służby
Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.
Trudne słowa. Bo przecież możemy pomagać, ale na naszych warunkach. Tyle, ile sami uznamy za stosowne. Natręctwo? To niewłaściwe! Niczego nie pozwolimy na sobie wymuszać!
Przypowieść, którą opowiada Jezus, to historia natręctwa. Już nie tylko uporczywych próśb, ale i głośnych żądań. Bo kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajdzie, a kołaczącemu otworzą.
Tak, to prawda. Przypowieść jest po to, by ją przełożyć na relację do Boga. Ale jeśli chcemy, by Bóg z miłością reagował na nasze natręctwo, czy sami nie powinniśmy postępować podobnie wobec tych, którzy do nas się zwracają?
Jeśli już nie z przyjaźni, to z powodu natręctwa?